Już można sprawdzić, kto oglądał twój profil na Facebooku
Wystarczy wejść w ustawienia konta, następnie kliknąć w zakładkę prywatność i tam masz cztery pola. Pierwsze to „kto może zobaczyć dodawane przeze mnie treści”, drugie to „kto może się ze mną kontaktować”, trzecie „kto może mnie wyszukać” i czwarte „kto oglądał mój profil?”. A nie, zaraz, coś spieprzyłem. No jednak nie ma tej funkcji jeszcze. W sumie to bardzo możliwe jest, że nigdy jej nie będzie. Tak naprawdę to chciałem się przekonać, że w ciągu godziny dla ziemi, wejdzie tu tyle samo osób, ile wchodzi na co dzień, czyli w pierwszą godzinę po publikacji (do 21:00) powinno być ok. 2 tysiące odsłon. Odsłony widać nad tytułem tekstu. Gdybym wcześniej napisał „chrzanić godzinę dla ziemi”, to bym dostał zjebki za próbę bycia „anty” i udawalibyście zwolenników idei. A tak, to witam was w tej godzinie i możecie nakrzyczeć na samych siebie. A najlepiej na nikogo, bo chrzanić godzinę dla ziemi. Jak miałbym niby wtedy siedzieć na fejsie?
Wyjaśnienie dla tych, którzy nie weszli na bloga 29 marca w sobotę między 20:00 a 21:00. Trwała wtedy Godzina dla Ziemi. Mam wobec niej neutralne nastawienie. Idei tej przyświecają dobre intencje, a moja wiedza na temat szkodliwości takich zabaw jest zbyt mała, abym zajmował stanowisko.
Przez tę godzinę wpis zaliczył 11 tysięcy odsłon , co jest chyba rekordem bloga, bo nawet wpisy zaliczające kilkadziesiąt tysięcy potrzebują paru dni, by się rozejść. Osobom, które myślą, że sobie nabijam odsłony, oznajmiam, że przy moich miesięcznych statystykach 10 tysięcy w jedną czy w drugą stronę nie robi żadnej różnicy. 50 tysięcy też by nie robiło. Nie doszukujmy się tu drugiego dna. Teoretycznie testowałem, czy masowo wyłączycie prąd w mieszkaniu i znikniecie z internetu, ale przecież wiemy, że w ten sposób niczego nie udowodnię.
Jako ciekawostkę podam, że początkowo temat miał brzmieć „Oficjalne stanowisko w sprawie publikacji moich roznegliżowanych zdjęć na Pudelku”. Ale bałem się, że zamiast wejść na bloga, pobiegniecie na Pudelka.
Anyway – to miała być krótka weekendowa zabawa na jeden uśmiech. Po waszych reakcjach widzę, że się podobało. Raczej prędko tego nie powtórzę :) Ale jedno mnie zastanawia: masa osób zamiast się ucieszyć z nowej funkcjonalności, pobladła z przerażenia. Ach, wy podglądacze.